Muzyka
Cudowne lata 90. w Polsce
Lata 90. to bez wątpienia jeden z najlepszych okresów w historii muzyki. Kolorowy, różnorodny, w Polsce nawet nieco szalony. Po 30 latach z dystansem i rozrzewnieniem możemy wspominać to, co najlepsze działo się na naszym rozwijającym się dopiero rynku muzycznym.
Dziewczyny mają głos
Przesłuchując, nawet pobieżnie, polskie piosenki z lat 90. nietrudno zauważyć, iż dominowały głosy kobiece. Mieliśmy Edyty, Kayah, Justynę, Kasie, Renatę, Reni, Anitę i wiele, wiele innych. Kobiety stawały na czele zespołów, by wymienić tylko Hey, Closterkeller, Brathanki, Big Day, Firebirds, O.N.A., Sixteen czy Varius Manx, a czasem – jak De Su – same, bez panów, tworzyły grupy. Oczywiście, nie brakowało też solistek, które z powodzeniem podbijały listy przebojów. Piosenki Edyty Bartosiewicz, Kasi Kowalskiej, Justyny Steczkowskiej, Anny Marii Jopek docierały na najwyższe pozycje notowań i nie schodziły z radiowych ramówek. – Szukano wokalisty, ponieważ uznano, że jest mnóstwo śpiewających pań – opowiadał Gabirel Fleszar znany z hitu “Kroplą deszczu” który wziął udział w przesłuchaniach zorganizowanych przez wytwórnię płytową.
Kierunek zachód
W latach 90. polscy artyści niekoniecznie próbowali być oryginalni. Najczęściej chodziło o jak najlepsze imitowanie trendów z zachodu. Szczególnie można to było zauważyć w muzyce gitarowej. Acid Drinkers, Sweet Noise czy IRA bardzo chciały grać po amerykańsku. IRA miała być wręcz naszą odpowiedzią na Guns N’ Roses. Oczywiście dotarł do Polski również najpopularniejszy rockowy gatunek lat 90. – grunge. Wystarczy posłuchać wczesnych nagrań Hey, Houk, Illusion czy nawet Kasi Kowalskiej, by dosłuchać się charakterystycznych przesterów i brudnego brzmienia. Wilki porównywane były do U2, O.N.A. czerpali od Korna, a Flapjack nie bez kozery otwierali koncert Faith No More. Był jeszcze Kobong, który… Nie, Kobng akurat był wyjątkowy i szalenie oryginalny. Ale już nikt nie miał wątpliwości, jakim nurtem, a nawet którym przedstawicielem tegoż inspirowała się pewne śląska formacja – Myslovitz.
Z jajem
Lata 90. nad Wisłą to czas nieco dziki i szalony. Trochę smutny, trochę wesoły, na pewno bardzo kolorowy. Takie okoliczności przyrody sprzyjały tworzeniu muzyki wesołej, jajcarskiej, prześmiewczej. Tylko w latach 90. mogła powstać piosenka o ciągniku czy dwóch rowerach. Nic więc dziwnego, że zespoły jak Big Cyc czy Elektryczne Gitary, które do swej bezpretensjonalnej muzyki dodawały humorystyczne teksty święciły wówczas największe sukcesy, a ich utwory trafiały do największych kinowych produkcji.
Polska tradycja
Jak wiadomo, Polska tradycją stoi. Nic więc dziwnego, że lata 90. należały nie tylko do młodych, głodnych sławy artystów, ale i do uznanych już na rodzimej scenie twórców. Okazało się, że “stare wygi” bez większego problemu mogą konkurować z “świeżą krwią”. Na szczyty list przebojów trafiały więc piosenki Lady Pank, Budki Suflera, Perfectu, De Mono, Maanamu czy Bajmu. Działalność wznowiła Republika, a Urszula przeżywała drugą falę popularności. Większe sukcesy niż w latach 80. odnosiła formacja Róże Europy i nawet Maryla Rodowicz wylansowała nowe przeboje.
Narodziny hip hopu
30 lat temu polski hip hop był w powijakach, a w publikacjach medialnych najczęściej pojawiała się próba wyjaśnienia, czym różni się hip hop od rapu;) Niemniej, w latach 90. polska scena hiphopowa rozwijała się prężnie i bardzo organicznie. Ot, chłopaki z blokowisk po prostu chciały nawijać o swym życiu. Tak powstały dzisiejsze legendy Kliber 44, Paktofonika, Molesta Ewenement, Slums Attack. Hip hop szybko zaczął przenikać do mainstreamu. Na 1995 roku przypadł największy sukces komercyjny w historii polskiego, kiedy to ukazał się “Alboom” Liroya rozchodząc się w półmilionowym nakładzie. Na drogę hip hopu wszedł nawet Kazik ze swoimi “12 groszami”, acz mówi się, że tak naprawdę to to jego “Spalam się” z 1991 roku dało podwaliny dla polskiego hip hopu.
Więcej polskiej muzyki z lat 90. na playliście “Dobre, bo po polsku 90’s”.